Jedyna zmiana to taka, że zmieniłam pracę, na taką w pełni wymiaru czasu, plus nadgodziny, plus odprowadzanie małej do żłobka, tak tak to już najwyższa pora na żłobek, i tak się jakoś narobiło, że od smarka do zapalenia pęcherza (oczywiście Julii) czasu nie mam :( A ja głupia myślałam, że znajdę jeszcze czas na jakieś podyplomowe studia, albo jakiś kursik, albo coś... A tymczasem przypomniało mi się, że płaszcz po praniu pomięty, trzeba wyprasować, bo na rano do pracy, ale coś mi się nie chcę :P
W między czasie coś tam sobie dłubię :)
Powstało jeszcze w sierpniu niby bolerko dla młodej :)) z dosłownie 1/3 motka. Same dziurki :))
Bolerko dla mnie. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że nie zauważyłam (oczywiście pod koniec roboty), że mam za małe druty o 0,5mm, ale i tak mi się podoba takie ciasnawe. Akurat w sam raz na sukienkę zarzucić :)
Robiłam z Himalay Kashmir! Rewelacyjna!! Mięciutka, przyjemna w dotyku pomimo dłuższego włosa i cieplusienka! Włóczki i wzorku spróbuję jeszcze nie jeden raz!! A co!
Bolerko powinno być bardziej obrobione, ale kiepsko u mnie z szydełkiem...
Spódniczka już na sezon zimowy dla koleżanki (nogi moje :P). Odgapiona ze sklepu internetowego.
Poszły 2 motki Yarn Art Shetland (zapas jeszcze zeszłoroczny)
I ostatnia, prawie skończona, sukienka. Prawie, bo nie mam jeszcze rękawów. Nie mogę się zebrać do zakupu motka włóczki :P
Na plecach mam kawałek ściągacza zrobiony, żeby się ładniej układała, bez odejmowania oczek w talii.
Trochę mi ten dół za bardzo "ściska", ale mam nadzieję, że jak już z nią skończę i wypiorę i naciągnę to będzie o niebo lepiej :))